szkoła...
o nauczycielach rozpatrując ich jako pewną zbiorowość mam zdanie jednoznacznie złe. (owszem są wyjątki). O szkole też mam zdanie jednoznacznie złe.
Patrząc jednak obiektywnie - masa dzieciaków pochodzi z dysfunkcyjnych rodzin i jest po prostu zdegenerowana. To co obserwowałem w mojej podstawóce w końcu lat 80-tych było wówczas pewną anomalią. Chodziłem do klasy z kompletnym bydłem i miałem świadomość tego że to bydło a moja sytuacja jest nienormalna - bo stykałem się z zachowaniami z którymi nie stykali się moi znajomi chodzący do innych szkół. Obecnie podobne chamstwo i przemoc są "normą". Obecna szkoła nie ma szans "wyciągnąć" w górę tych których może byłby szansa uratować.
*
Co dalej? Może na początek szybka ścieżka prawna, drobne zmiany w kodeksach i zasądzanie poszkodowanym belfrom wysokich odszkodowań od rodziców "aniołków"? Gdyby tak jeden z drugim rodzic-matoł nagle musiał pilnie sprzedać auto by zapłacić nauczycielce oplutej przez syna 20-30 tyś odszkodowania, może by się ogarnął i zabrał za pracę wychowawczą?
*
Jeszcze od innej strony: nie zdziałamy NIC bez przywrócenia zawodowi nauczyciela choć minimalnego prestiżu społecznego. Zacząłbym od co najmniej podwojenia zarobków, ale też surowego przeglądu obecnych kadr i ostrej selekcji do tego zawodu.