od tolerancji do terroru
w latach 90-tych tęczowe środowiska wówczas posługujące się jeszcze skrótem LGB (bez T i dalszych liter - ach ta leninowska mądrość etapu...) przekonywały nas że chcą tylko tolerancji dla ich sposobów szukania miłości. Nie miałem z tym żadnego problemu. Nie interesowało mnie kto z kim i na jakie sposoby sypia. Nie wtrącałem się w związki i rozwiązki moich znajomych. Patrzyłem na świat przez pryzmat kosnerwatywno-liberalny. Chciałem kraju w którym każdy może szukać szczęścia po swojemu, o ile nie krzywdzi innych. Może to kwestia środowiska w którym żyłem - dla mnie kłamcy i oszuści to był margines społeczny. Ludzie otaczający mnie w liceum i na studiach nie kłamali, nie oszukiwali, nie knuli spisków. Byłem przekonany że u ludzi na pewnym poziomie wykształcenia i obycia z kulturą to jest stan normalny.
Może zgrzeszyłem empatią, naiwnością i otwartością na innych?
Minęło niespełna 30 lat. Żyjemy w innym świecie. Aktywistom i pilotującym ich politykom od dawna już nie chodzi o bezpieczeństwo osób o odmiennej orientacji. Od dawna nie chodzi o normalną tolerancję takich ludzi w społeczeństwie.
Osiągnęliśmy poziom postępackiego terroru. Każdy kto jest niewystarczająco entuzjastycznie nastwiony do tęczy i gender zostanie ZNISZCZONY.