Oświadczenie
Kraków 16 lutego 2022r.
Oświadczenie w sprawie konwentu Konline organizowanego przez Stowarzyszenie Awangarda z Warszawy.
Poczynając od zamierzchłej przeszłości lat 70-tych XX wieku konwenty miłośników fantastyki zawsze były apolitycznymi świętami naszego ruchu. Miłość do fantastyki łączyła uczestników i to ona przerzucała mosty nad podziałami. W latach osiemdziesiątych na wspólnych imprezach spotykali się red. Adam Hollanek i opozycjonista Lech Jęczmyk. W wolnej Polsce przy jednym stole zasiadali katolik, feministka, ateista i zwolennik rodzimowierstwa. Nie było problemu w co kto wierzy, ani jakiej orientacji seksualnej jest zwolennikiem. Panowała żelazna zasada – jadąc na konwent czerwone sztandary i brunatne koszule zostawia się w domu. Konwenty zawsze były imprezami ludzi wolnych i równych. Między uczestnikami panowała mądra tolerancja – nie narzucona przepisami czy terrorem medialnym, ale naturalna – wynikająca z potrzeby serc i wzajemnego poszanowania. Gdy zaczynałem jeździć na konwenty w II poł. Lat 90-tych taki etos naszego ruchu przekazywał tzw. stary fandom, takie standardy my przekazywaliśmy kolejnym pokoleniom.
Nigdy nie ukrywałem ukraińskiego pochodzenia, nigdy nie ukrywałem wyznawanej religii, nigdy nie ukrywałem poglądów politycznych. Jako uczestnik przeszło 150 konwentów miłośników fantastyki z lat 1997-2019 nigdy nie potkałem się z żadnymi przejawami agresji, hejtu czy tzw. nietolerancji. Nigdy też nie okazywałem nikomu niechęci motywowanej podobnymi przesłankami.
Starałem się nikomu nie odmawiać – jeździłem wszędzie tam gdzie zostałem zaproszony. Z wszystkimi organizatorami imprez zawsze łączyły mnie stosunki koleżeńskie, a z wieloma – przyjacielskie. Różnie potoczyły się ludzkie losy – ale wiele z tych przyjaźni przetrwało do dziś.
Czasem uczestnictwo wymagało poświęceń. Zdarzyło mi się przerwać włóczęgę po Skandynawii – bo obiecałem odwiedzić konwent, a terminy kolidowały. Zdarzyło mi się zerwać przed końcem z rejsu po Grecji – bo przyjaciele prosili żebym „uświetnił” obecnością ich imprezę. Traktowałem to wszystko po trosze jako mój wkład w budowę naszego ruchu. W wielu mniejszych ośrodkach kluby miłośników fantastyki stanowiły najprężniejszą grupę zapewniającą młodym ludziom życie kulturalne. Czasem to właśnie konwent był najważniejszą imprezą w roku... Doskonale też wiem że fakt zaproszenia gościa mojej rangi niejednokrotnie pozwalał organizatorom pozyskać środki od lokalnych urzędników. Ze swojej strony nigdy nie brałem pieniędzy za pojawienie się na imprezie. Wyznawałem zasadę „fantaści nie płacą fantastom”. Parę razy gdy próbowano mi płacić z pozyskanych pieniędzy kwitowałem jedynie odbiór i nakazywałem kupić za to coś dla klubu.
Przez te 24 lata wdziałem jak nasz ruch krzepnie, jak z małych spotkań w wynajętych szkołach czy salkach domów kultury wyrastają imprezy masowe o pięciocyfrowej liczbie uczestników. I cieszę się że dołożyłem do tego wszystkiego swoją cegiełkę.
Literatura fantastyczno-naukowa i szerzej pojmowana fantastyka zawsze była literaturą ludzi wolnych i poszukujących. Podejmowała różne tematy zarówno będące odbiciem aktualnych sporów społecznych jak i przewidywała problemy nadchodzące czy mogące nadejść w przyszłości. Polacy tacy jak Janusz A. Zjadel zapisali piękną kartę intelektualnego i artystycznego sprzeciwu wobec totalitaryzmów - tworząc nurt fantastyki socjologicznej.
Mam 47 lat. Publikuję od 26 lat. Mój wkład w rozwój polskiej prozy fantastycznej to 46 książek wydanych na przestrzeni 21 lat. Gdy zaczynałem pisać fantastykę - w latach 90-tych nakłady polskich książek fantastycznych rzadko przekraczały 3 tyś szt. Tu też przeszliśmy długą drogę. Dziś szereg autorów spokojnie żyje z pisania fantastyki. Gdy zaczynałem – bywały lata gdy do nagrody im. Janusza A. Zajdla byłway nominowan wszystkie wydane w danym roku powieści. Czasem wszystkie cztery. Czasem wszystkie sześć. Dziś rocznie ukazuje się kilkadziesiąt tytułów polskich autorów. Gdy zaczynałem wznowienia wydanych dawniej pozycji były ewenementem. „za duże ryzyko” – dziś dodruki wyczerpujących się książek to norma. Żyjemy w świecie znacznie bogatszym niż 20-25 lat temu. Cieszę się że i do tego przyłożyłem rękę. Wielokrotnie przy różnych okazjach otrzymywałem sygnały, że to moja proza przekonała młodych ludzi do polskiej fantastyki.
Ostatnie dwa lata to katastrofa. Epidemia zmiotła nasze imprezy – czym poważnie zubożyła nasze życie... Da każdego fantasty było i jest jasne – gdy tylko sytuacja wróci do normy należy natychmiast włączyć się w trud wielkiej odbudowy. Dla każdego było też jasne że działać trzeba także i teraz – na miarę bardzo ograniczonych możliwości... W tym smutnym okresie część życia konwentowego przeniosła się do sieci. Rozumiejąc powagę sytuacji i wagę takich wydarzeń – nigdy nie odmawiałem pomocy w przedsięwzięciach prowadzonych on-line.
Otrzymawszy zaproszenie na wirtualny konwent Konline niezwłocznie wyraziłem gotowość uczestnictwa. Niestety nieoczekiwanie przyszła informacja że zaproszenie dla mnie zostało anulowane, gdyż członkom i zarządowi stowarzyszenia Awangarda nie spodobała się obecność na liście gości pisarzy o prawicowych poglądach. (poza mną ofiarą padł Andrzej Ziemiański!).
Informację o przyczynach wykluczenia potwierdzili dziś meilowo członkowie zarządu - Paweł Domownik i Maciej Starzycki. Potrzymali stanowisko swojego klubu.
Ostatnie lata przynoszą coraz bardziej niepokojące wieści. Terror politycznej poprawności sprawia że na zachodzie kolejne dziedziny nauki, sztuki i popkultuy stają się trybikami w machnie neomarksistowskiej inżynierii społecznej, a wobec niepokornych uczonych lub twórców stosowane są metody, świetnie znane nam z czasów gdy nasz kraj padł ofiarą reżimów totalitarnych.
Dowiadujemy się o rugowaniu z list lektur klasyków literatury takich jak Mark Twain. W Szwecji z bibliotek usuwane są (i niszczone) starsze wydana książek Astrid Lindgren. Newsem ostatnich tygodni było nie zaproszenie J.K.Rowling na galę z okazji okrągłej rocznicy ekranizacji jej własnej książki.
Aż do dziś żyłem w przekonaniu że nasz naród jest mądrzejszy i dojrzalszy, że te aberracje nie dotyczą i nigdy nie będą dotyczyły Polski. Nie sądziłem że jako pierwszy padnę ofiarą cenzury prewencyjnej, ani że cios ten przyjdzie ze strony mojego własnego środowiska.
Dziś „nowoczesność” załomotała w nasze drzwi podkutymi buciorami. To od naszej reakcji zależy czy to co się stało pozostanie jedynie haniebnym incydentem, wstydliwym wspomnieniem, wybrykiem garstki nieodpowiedzialnych ludzi nie rozumiejących etosu naszego ruchu, czy też podobne zachowania staną się w nadchodzących latach zmorą naszej codzienności.
Łączę wyrazy poważania, Andrzej Pilipiuk
O społeczeństwie - wpis z dn. 17 I 2022r
Zasadniczo wyznaję proste dziadersowskie zasady współżycia społecznego.
Żyj i pozwól żyć innym.
Nie ważne kto z kim sypia byle się wszyscy dobrze wyspali.
Nie ważnie ile kto zarabia - pod warunkiem ze zarabia uczciwie.
Niech każdy szuka szczęścia po swojemu byle nie krzywdził innych.
Okazujmy poszanowanie dla tradycji i rzeczy które są ważne dla innych.
Drobne dziwactwa można tolerować dopóki nie stają się groźne lub zbyt uciążliwe dla otoczenia.
Uważam że większość nie powinna deptać mniejszości, a mniejszości nie powinny kąsać po łydkach większości.
*
Ponadto uważam że ludy cywilizowane chronią najsłabszych - kobiety, dzieci, chorych, kaleki, starców...) a ludy barbarzyńskie – najcenniejsze kadry czyli młodych zdrowych silnych samców zdolnych do ekspansji i agresji.
Oświadczenie końcowe. dn. 20 II 2022
Dziękuję serdecznie za wszystkie słowa poparcia i podjęte działania.
Było to dla mnie szalenie miłe i budujące. Odezwali się do mnie ludzie którzy jeździli na konwenty przed laty i ci którzy jeździć zaczęli dopiero tuż przed epidemią.
Moje książki to odbicie mojego świata wewnętrznego, mojego stosunku do innych ludzi i moich poglądów. Nie da się kłamać przez 25 lat. Każdy kto mnie zna, każdy kto słuchał moich spotkań autorskich, każdy kto czytał te moje wypociny wie jak dęte były pojawiające się w sieci zarzuty o wykluczanie bliżej nieokreślonych grup, zagrożenie z mojej strony komfortu uczestników, czy przemocowość. Niestety na forach często głos zabierali i powielali fałszywe narracje ludzie którzy mnie nie znają, ani nie czytali...
Najzabawniejsze były wyjaśnienia organizatorów że obawiali się o
komfort i bezpieczeństwo uczestników. Zważywszy że miałem wystąpić on-line mógłbym co najwyżej pogrozić komuś kijem do kamery. Szokujące że media kompletnie bezrefleksyjnie podchwyciły tę błazeńską narrację...
Bywalcy DJW pamiętają że były to zawsze imprezy otwarte. Bywali u nas cudzoziemcy – z Czech i Ukrainy. Bywali przedstawiciele mniejszości seksualnych. Każdy uczestnik był traktowany jak mile widziany gość. Gdy pojawiła się kobieta na wózku inwalidzkim nie mogąc wciągnąć go po schodkach spotkania autorskie moje i St. Dardy przenieśliśmy na dziedziniec przed szkołą. Uczestnicy siedli na ziemi i nikt nie widział w tym niczego nadzwyczajnego.
Jak widzę obecną sytuację? Przed laty gdy zaczynałem jeździć na konwenty były to imprezy małe. 200-300 uczestników miały największe. Wszyscy znaliśmy się jak łyse konie. Obowiązywały zasady koleżeństwa i mądrej tolerancji. Posiadaliśmy pewien etos, sznyt starego fandomu. Imprezy były apolityczne. Łączyła nas fantastyka – spory ideologiczne zostawały przed drzwiami konwentu. Minęły lata – ruch okrzepł obrósł w tysiące młodych fanów. Za nimi przyszli ludzie którzy chcieli na tym zarabiać, a wreszcie niestety i tacy którzy widząc masowość naszych konwentów zapragnęli zagospodarować je ideologicznie i politycznie...
Komuda-gate i obecna zadyma pokazują że ci nowi, nadal uważający się za fanów fantastyki często myślą już inaczej niż moje pokolenie. A nasze dobre tradycje wypracowane przez 40 lat życia konwentowego niewiele ich obchodzą. Ważniejsze są płynące z zachodu głupawe i groźne wzorce politpoprawności i cancel culture. Smutne.
Co nam dała ta afera? Nic. Spadło kilka masek. Czy potrzebnie ją nagłośniłem? Może dla dobra naszego ruchu należało milczeć i nie robić zadymy? Ale jak milczeć w chwili gdy nasz ruch przestaje być nasz?
Czy zdemaskowani zrezygnują z planów? Raczej będą działać dalej tyko dyskretniej i po cichu. Najgorsze ze wszystkiego jest przeniesienie politycznych i ideologicznych syfów tam gdzie dotąd nie było na nie miejsca...
Co dalej? Zobaczymy. Wykluczą nas ze swoich imprez? Trudno - zrobimy własne.
Łączę wyrazy wdzięczności i poważania
Andrzej Pilipiuk
*
Mamy listopad 2024 - do dziś nie doczekałem się przeprosin.