Pozdrowienia z drogi

Przez długi czas szukałem w życiu punktu zaczepienia. Miejsca które pozwoliłoby mi postawić stopę do wybicia się i skoku w górę. Przysłowiowego pola do obsiania. Przestrzeni w którą mógłbym zainwestować swój wysiłek.

*

Lata 80-te to był dla moje rodziny czas totalnego regresu. Cofania się na każdym polu. Wyprzedawania aktywów, utraty mizernych resztek dorobku poprzednich pokoleń. Do tego władza grała nie fair. Nic nie dało wpłacanie przez wiele lat na samochód czy książeczkę mieszkaniową - tę kasę (nie małą, zdobytą przez moich Rodziców w ciężkim trudzie, uciułaną kosztem wielu wyrzeczeń) komunistyczne państwo po prostu nam ukradło. Możliwości dorobienia choć kilku groszy - nie było. Paszportów też odmawiano. 

*

Początek lat 90-tych dawał ogromne możliwości. Były pewne warunki startowe. Trzeba było mieć pieniądze, jakiekolwiek umiejętności i choćby minimalne zaplecze.  Nawet ci którzy przygodę z handlem zaczynali od przysłowiowego leżaka musieli mieć kasę na towar, najmarniejszy samochód do jego transportu i choćby garaż do jego składowania... 

*

Co miałem ja? Liceum które stanowiło głównie kłodę rzuconą pod nogi. Głowę która jakoś tam pracowała (innym pracowały lepiej...) Wyobraźnię która podsuwała mi rozliczne, przeważnie bezwartościowe pomysły. Oraz  Zeszyt 60 kartek w kratkę i długopis. (Pierwszy komputer na którym dało się zainstalować naprostrzy edytor tekstów pojawił się w domu gdy miałem 21 lat).

Po latach zdałem sobie sprawę że moim niezwykle ważnym aktywem był fakt mieszkania w Warszawie - duże miasto pełne bibliotek, antykwariatów i muezów pozwalało zebrać kapitał kulturowy. To dawało mi miażdżącą przewagę na rówieśnikami ze wsi i mniejszych ośrodków. 

*

Przyszedłem z nikąd za całą broń do walki z rzeczywistścią mając głowę na karku, wyobraźnię, zeszyt i długopis. 

Napędzany frustracją, biedą, poczuciem krzywdy, chęcią odgryzienia się, chęcią odzyskania należnego mi miejsca, wyrąbania sobie drogi gołymi rękami przez litą skałę,

Napędzany etosem pracy, oślim uporem i mrówczą pracowitością.  

*

Jestem ninja. Albo jedi*. Jestem niosącym płomień.

"Drogi przez morze" to moja 50-ta książka wydana w Fabryce Słów. 

I na tym nie koniec. Myślę że to dopiero połowa drogi. 

 

 

_________________________________

*ewentualnie yeti

 

 

 

 

 

 

 

 

Image

© 2024 Andrzej Pilipiuk | Wszystkie prawa zastrzezone| Realizacja: AS DIGITAL